Opowiadanie dla faceta cz 2. Polanka

Polanka

 

Jako dziecko często jeździłem na wieś do Dziadków na wakacje, biegałem po okolicy bawiłem się z dziećmi sąsiadów, zawsze były to typowe wakacje na wsi po których zostawało mi sporo siniaków zadrapań i cała masa dziecinnych wypomnień. Jednym z takich wspomnień była tajemnicza polanka w lesie niedaleko domu dziadków, miała kształt idealnego koła i rosła na niej trawa o stałej wysokości mimo iż nikt jej nigdy nie przycinał. Ludzie mówili o niej wiele niestworzonych historii że to nawiedzone miejsce że czasem słychać na niej tajemnicze głosy światła ogólnie ludowe baje o i tyle. Dziadkowe również zabronili mi na nią wchodzić lecz jako dziecko gnany chęcią przeżycia nowej przygody oczywiście poszedłem na polankę. Nic po tym nie pamiętałem obudziłem się na swoim łóżku nade mną pochylały się twarze zatroskanych dziadków i miejscowej zielarki, która coś po cichu bełkotała do Dziadka nie pamiętam niestety treści. W każdym razie Dziadkowie srogo mnie skrzyczeli a Babcia cały czas powtarzała że dobrze iż dziadek zdążył na czas bo nie wiadomo co by się stało. Dowiedziałem się iż Dziadek zobaczył jak kieruje się w kierunku polanki i podążył gnany złym przeczuciem za mną, podobno nawet krzyczał moje imię ja jednak gnany ciekawością biegłem na przód. Po przejściu kręgu drzew otaczających polankę zemdlałem i Dziadek przyniósł mnie omdlałego do domu. Ot i cała historia. dokładnie rok po tym zdarzeniu Dziadek zaginał wracając wieczorem z sąsiedniej wsi nigdy go nie odnaleziono mimo iż szukała go cała Policja i sąsiedzi. Babcia ciężko zniosła zaginięcie dziadka mówiąc przy tym iż na pewno jest to wina polanki która upomniała się po Dziadka po tym jak mnie „uratował „. Oczywiście mój stosunek do tego był zrozumiały Babcia miała swoje lata no i przeżyła szok to wszystko tłumaczyło a opowieści o polance zawsze wzbudzały moja wesołość i jasno określały stosunek do wiejskich bujd jedynie zaginięcie Dziadka bardzo mnie bolało. Wiele lat potem już jako dorosły mężczyzna odziedziczyłem domek dziadków, udałem się tam w rok po śmierci Babci było to akurat w rocznicę zaginięcia Dziadka. Przyjechałem wczesnym rankiem po małych zakupach w pobliskim sklepiku udałem się do domku. W środku panował porządek dzięki sąsiadce dziadków która dbała o dom podczas mojej nieobecności. Zjadłem solidne wiejskie śniadanie czyli jajecznicę z pysznym grubo krojonym chlebem popiłem to kubkiem kawy i udałem się na krótką drzemkę w ogrodzie. Po obudzeniu przypomniałem sobie historię z dzieciństwa związaną z polanka która była nieopodal domku dziadków. Nie zastanawiając się długo udałem się w tamtym kierunku. Polanka wyglądała dokładnie tak jak ją zapamiętałem, niemalże idealny okrąg otoczony drzewami równiutko przycięta trawa kompletny brak kwiatów oraz owadów , dzień był pogodny ptaki śpiewały radośnie wiał lekki wiaterek który leniwie przesuwał nieliczne chmurki po niebie po prostu sielanka wiejska sielanka. Zdecydowanym krokiem udałem się na polankę mijając krąg drzew poczułem dziwny opór jakby coś otaczało sama polanę pokonując jednak opór wszedłem na trawę, śpiew ptaków zniknął nagle jak ucięty nożem, słońce prażyło mocniej i zniknęły wszystkie chmury, w powietrzu unosiła się dziwny niepokój który stopniowo zaczął przechodzi w znużenie. Polanka jakby zapraszała do drzemki na swym łonie spojrzałem na zegarek było akurat południe, hm czemu nie pomyślałem w końcu to sobota i nie mam nic do roboty a mała drzemka na łonie natury to sama przyjemność. Ułożyłem się wygodnie na gęstej trawie przed zaśnięciem pamiętam tylko że przed nosem przeszła mi duża biedronka bez kropek ciekawe pomyślałem i zasnąłem.

                                                                            **

 

Obudziło mnie coś mokrego co uparcie atakowało moją twarz, leniwie otworzyłem jedno oko i zobaczyłem jak przez mgłę jeżyka a właściwie całkiem sporego jeża który siedział przed moją twarzą i szturchał mnie zimnym noskiem. Ja chyba śnię pomyślałem jeżyk który budzi ze snu dobre szkoda że nie mam takiego jako budzik, uśmiechnąłem się i ponownie zamknąłem oko. Ok pomyślałem teraz otworzę oczy a ty znikasz jeżyku. Po chwili gdy znowu chciałem zasnąć zamiast otwierać oczu poczułem znajome szturchanie zimnym noskiem. Bez jaj pomyślałem to zbyt realne na sen, szybko otworzyłem oczy by przegnać senny żart lecz jeżyk siedział jak przedtem i nie uwierzycie na dodatek się szelmowsko uśmiechał, tak poważnie uśmiechał od ucha do ucha. Hm no tak przypomniałem sobie iż do jajecznicy dodałem jakiś Babcinych ziółek, zawsze podejrzewałem że Babunia po zaginięciu dziadka coś brała, ale że ma to takiego kopa i widać uśmiechnięte jeżyki no nie, czad normalnie czad. Usiadłem nie odrywając wzroku od kolczastego stwora który przyglądał mi się również bacznie, po chwili jeżyk mruknął coś pod nosem, wstał i zamachał łapką bym udał się za nim czad mówię wam gadający uśmiechnięty jeżyk naprawdę mi odbiło. Ale co tam mam w końcu wakacje może jeżyk zaprowadzi mnie na jakąś fajną imprezkę czemu nie . Jeżyk tymczasem biegł sprawdzają co chwile czy idę za nim, wszystko było dziwne pomijając iż słońce świeciło na różowo a po wyjściu z polanki kompletnie nie wiedziałem gdzie jestem to wszystko było ok. Szliśmy tak razem jakąś chwilkę po czym jeżyk wprowadził mnie na inną polankę tym razem większa porośniętą kolorowym mchem, tak kolorowym we wszystkie barwy tęczy, nic mnie już nie było w stanie zdziwić, myślałem tylko jak długo Babcine ziółka trzymają bo Babcia potrafiła gadać od rzeczy godzinami. Na polance na pieńku zaś leżało mnóstwo owoców przeróżnych niektóre wyglądały znajomo a niektóre były jak z innego świata a gdzie drinki pomyślałem no i jakieś rusałki by się przydały muzyczka ale co będę wybrzydzał zasiadłem do uczty. Po chwili zapomniałem o jeżyku, różowym słoneczku i innych dziwach, pochłonięty konsumpcją owoców o nie znanych mi smakach nie zauważyłem nawet iż coś lub ktoś bacznie mi się przygląda podniosłem oczy i z wrażenia nieomal nie opuściłem pysznego owocu który smakował jak połączenia delikatnego ananasa z musem truskawkowym. Przede mną siedział misio no całkiem spory misio duże bydle i nie uwierzycie też się uśmiechał. W pierwszej chwili pomyślałem iż jeżyk mnie wystawił na ucztę misiowi i jeszcze chciał przed tym lekko podtuczyć. Ale misio naprawdę się uśmiechał i jeszcze głową pokiwał po czym powiedział … zaraz powiedział, no tak powiedział dobre i pogłaskał się po brzuszku po czym spałaszował gruszkę wielkości arbuza. Misio wyglądał zabawnie sok ściekał mu po pysku a ten tylko jadł i się uśmiechał miałem nawet wrażenie że oczko puścił, jeżyk zaś usiadł mi na kolanie i zaczął jeść czerwoną cytrynkę. Po chwili obok mnie pojawił się ogromny biały wilk który polizał mnie delikatnie po twarzy i położył się kładąc głowę na moim drugim kolanie. Ze wszystkich stron zaczęły nadchodzić przeróżne zwierzęta, jedne milczące drugie wręcz przeciwnie gadały coś w dziwnym języku , pojawił się lew a zaraz za nim ogromny tygrys szablo-zęby obok misia zaś usiadł uśmiechnięty kot, kurcze ten to się chyba Alicji zwiał pomyślałem a kociak tylko oczko puścił jak by odgadł moją myśl. Zwierzątka pałaszowały owoce aż miło a tez kolei wydawały się nie znikać, kurcze, coś jakby pieńku nakryj się sam pomijając sam fakt iż pieniek miał ze 3 m średnicy ładne drzewka tu rosną pomyślałem. Zwierzęta zaś przyglądały mi się z zaciekawieniem przez chwile nawet poczułem się jak okaz w zoo. Co jakiś czas niektóre zagadywały do mnie w dziwnych językach jakby sprawdzając czy potrafię je zrozumieć. Sytuacje tą przerwał miś mruknąwszy coś niby pod nosem było to coś pomiędzy chrząknięciem a głosem wydobywającym się ze studni, zwierzęta umilkły po chwili ciszy Mis z powiedział:
-witam wedrowsze dafno nikt as nie odwiedsał z Tfoich krain zwierzęta jak na komendę lekko kiwnęły głowami ja również ukłoniłem się uprzejmie wiem że to wszystko działanie ziółek ale kultura obowiązuje a co .
-dziękuje za tak miłe powitanie choć nie do końca wiem gdzie jestem.
-jestess „Tutaj” rzekł Misio z uśmiechem „Tutaj” to bardzo ładne miejsce. W „Tutaj” kazdy jest mile widsiany a Ty już tutaj byłes, nie pamietasz byles w „Tutaj”
– Ja spytałem zdziwiony, nie nie wiecie ja nigdy nic nie paliłem .. yy ..no to znaczy nie podróżowałem w te strony dodałem pośpiesznie widząc pytanie w oczach Misia.
Po chwili Misio uśmiechną się znowu i powiedział
-czas już na Ciebie Wedrowsze musysz iść dalej, mozesz oczywiście zostać bedziesz mile goszczony ale pamiętaj że już wtedy nigdy nie opuszcis „Tutaj ” i pozostanesz w „Tutaj” na zawsze Ty szukasz siebie i musisz iść dalej za drzefa idz juz zanim slonce zasnie.
Cóż po krótkiej rozmowie dowiedziałem się jeszcze iż „tutaj” jest czymś w formie powitalni i każdy wędrowiec tutaj trafia najpierw, jest to coś w rodzaju oazy. Na początku Mis mieszkał tu sam potem trafiały tu kolejne zwierzęta. Na polance widziałem naprawdę przedziwne stworzenia niektóre pochodziły z prehistorycznych czasów niektóre były nie z mojego świata większość zwierząt po przejściu do „Tutaj ” zostawała tu na zawsze ponoć tylko te złe naprawdę szły dalej. Misio ostrzegł mnie też iż w inne krainy nie są już tak przyjazne jak „Tutaj” i wiele rzeczy mnie przerazi ale muszę koniecznie iść dalej by znaleźć siebie. Kierując się droga wskazaną mi przez Misia ruszyłem przed siebie po jakiejś godzinie marszu dotarłem do kolejnej polanki tym razem polanka nie zachęcała do bliższego kontaktu unosiła się nad nią jakby ciężka zasłona powietrze wokół było bardzo gęste i nieprzyjemne tak nieprzyjemne trudno mi to opisać ale takie odnosiłem wrażenie. Pokonując opór jaki we mnie narastał wszedłem na mroczną polankę od razu poczułem bardzo ciężką energię jaka mnie owładnęła nie zasnąłem lecz zostałem po prostu zduszony jej ciężarem padając na ziemie zobaczyłem przechodzącego obok dużego ba wielkiego czarnego włochatego pająka.

 

***

 

Ocknąłem się po jakimś czasie nie bardzo wiedząc gdzie się znajduję a znajdowałem się na łonie zielonej polanki niczym wyspa zatopionej w morzu piasku, piasek był wokoło wszędzie, jednak granica trawy i piasku była wyraźna jakby wycięta skalpelem. Pamiętając przestrogi misia zacząłem ostrożnie wgłębiać się w tą przedziwna pustynię początkowo piasek wydawał się być jasny i czysty ale im dalej od polanki stawał się ciemniejszy i sprawiał wrażenie jak by falował i coś pod nim się poruszało. Wokoło odczuwałem dziwny niepokój jak by coś złego miało się nagle wydarzyć. Dwa razy coś wielkiego przemknęło w piasku przede mną i przysiągłbym że widziałem jak z piasku wystaje płetwa znajoma z filmów, płetwa rekina musiałby być sądząc po wymiarach płetwy wręcz ogromny płetwa pojawiła się co prawda jakieś 20 – 30 ode mnie jednak ja czułem się przerażony pot oblepiał mnie i spływał strużkami po plecach chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce. Przyspieszyłem kroku, po chwili biegłem serce biło mi mocno po kilkuset metrach zacząłem gwałtownie łapać powietrze a serce wyrywało mi się z piersi, nagle mało nie stanęło gdy jakieś 5 metrów przede mną zobaczyłem scenę jak z najgorszego horroru z piasku wybił się ogromny nie, nie ogromny wręcz gigantyczny czarny rekin trzymający ociekająca krwią białą fokę. Rekin miał jakieś 20 m długości a paszczę tak wielką iż mógłby mnie połknąć za jednym razem. Panicznie rozejrzałem się dookoła w oddali zobaczyłem kamienny krąg był oddalony o jakieś kilkaset metrów, zmęczenie dawało mi się we znaki strach jednak dodał mi skrzydeł tym bardziej iż zobaczyłem wokoło parę gigantycznych płetw krążących wokół mnie, biegłem ile tchu w piersiach w gardle mnie paliło brakowało powietrza pasek uginał się pod stopami tętno wręcz rozsadzało mi żyły krew pulsowała w skroniach każdy najmniejszy mięsień był wytężony do granic możliwości strach z jednej strony paraliżował z drugiej pomagał przezwyciężyć zmęczenie. Czułem że rekina zaczynają polowanie a ja jestem ich ofiarą, nigdy nie czułem takiego strachu bestie poruszające się w piasku z taka łatwością jak ryba w wodzie to przekraczało moje pojęcie i łamało wszelką logikę nawet logikę naćpanego człowieka. Krąg był coraz bliżej usłyszałem nagle śpiew dobiegający z oddali który dodał mi sił usłyszałem też gniewne sapniecie tuż za mną tak jak by śpiew drażnił rekina który chciał mnie właśnie złapać obejrzałem się i rzeczywiście coś spowolniło bestie a mi dodało sił. Krąg był już tuż tuż śpiew narastał lecz bestie nie dawały za wygraną czułem że wciąż są za mną i mimo śpiewu odległość ta stale się zmniejszała, będąc już przy samym kręgu wybiłem się z całych sił i rzuciłem na kamień w tej samej chwili usłyszałem szelest pisaku i zobaczyłem jak za mną w powietrze wyłania się się ogromne cielsko rekina z rozwartą wielką paszczą. Ciężko opadłem na kamień i usłyszałem jak za mną rekin uderza o coś, coś niewidzialnego otaczającego krąg coś jakby pole siłowe. Zapewne to uratowało mnie przed zmiażdżeniem przez potwora. Ciężko dysząc leżałem przez chwile bez ruchu na zimnym kamieniu ciesząc się darowanym życiem. Kątem oka zobaczyłem jak w piasku zanurza się piękna kobieta o nagich piersiach po chwili z piasku błysnął jeszcze rybi ogon . Syrena która swym śpiewem uratowała mnie od pożarcia przez rekiny zniknęła w odmętach piaszczystego oceanu. Powoli zamykałem oczy zapadając w sen.

 

 

****

 

Obudziłem się w kolejnym świecie znów na trawiastej polance dookoła była naga ziemia i tylko jedna prosta droga prowadząca w dal. Nie miałem więc specjalnego wyboru, wstając zauważyłem jak z pod stup wyleciał mi zielony motyl. Ostrożnie postawiłem stopę na ciemnej drodze nic złego się nie wydarzyło, ufniejszy zacząłem swój kolejny marsz po nieznanych krainach. Droga była monotonna dookoła sama ciemna ziemia żadnej roślinności żadnych zwierząt , ptaków nic pustka. Dopiero po przejściu ładnych paru kilometrów zobaczyłem w oddali piękna nagą kobietę stojąca na drodze. Stała bez ruchu wpatrując się we mnie. Przyspieszyłem kroku mimo przejścia sporego dystansu byłem niewiele bliżej i kobieta jakby wydawała się mniej piękna i starsza lecz nadal w mych oczach była wspaniała. Po kolejnych kilkuset metrach kobieta była zaledwie trochę bliżej lecz znów jakby starsza i brzydsza. Trwało to z dobrą godzinę kobieta zmieniała i starzała się wraz z pokonywaniem prze zemnie dystansu gdy dotarłem wreszcie do niej przede mną stała pogarbiona staruszka odziana w łachmany obok niej leżał spory kamień. Babinka uśmiechnęła się do mnie i wskazując na kamień spytała pomożesz mi jeszcze ten jeden raz kochaniutki ?

Hm nie wypadało odmówić co prawda nie wiedziałem na cholerę starowince ciężki kamień ale cóż skoro prosi to pomogę. Pomimo szpetoty i starości miała jednak w sobie coś sympatycznego . Szliśmy tak spory kawałek aż dotarliśmy do małej lepianki tuż przy drodze tam starowinka poprosiła by położył kamień obok stosiku identycznych kamieni. To ostatni powiedziała z ulgą uwolniłeś mnie po raz kolejny dziękuje Ci ukochany. Idź dalej tą drogą a spotka Ci nagroda powiedziała wpatrując się przed siebie. Ukłoniłem się tylko i ruszyłem dalej, po przejściu kolejnych paru kilometrów zobaczyłem jak poprzednio kobietę tym razem od razu widziałem iż jest to staruszka łudząco podobna do tej której pomogłem. sytuacja wydawała się po podobna lecz jakby z drugiej strony wraz ze zmniejszaniem dystansu podobnie nie proporcjonalnie do przebytej drogi kobieta wydawała się być coraz młodsza i piękniejsza. Gdy stanąłem przed nią twarzą w twarz miałem przed sobą istną boginię, kobieta miała cerę jak po lekkiej opaleniźnie nie za duże lecz bardzo kształtne i proporcjonalne piersi delikatne biodra śliczny plaski brzuch. Miała śliczne długie nogi w życiu nie widziałem piękniejszych oraz piękna kształtną p. Z pod rozwianych włosów spoglądała na mnie para zielonych oczu a lekko wydatne usta uśmiechały się ponętnie. Ideał, Anioł jest tak piękna że wręcz nierealna, stałem tak przez chwilę onieśmielony i wpatrzony w nią jak w ósmy cud świata którym niewątpliwie była. Kobieta delikatnie ujęła moją dłoń i nakazała iść za sobą a ja szedłem jak zahipnotyzowany pieszcząc wzrokiem jej piękne nagie ciało. Co jakiś czas kobieta odwracała się i posyłała mi piękny uśmiech, mogłem tak iść w nieskończoność była to najpiękniejsza podróż mojego życia. Zatrzymaliśmy się wieczorem przed posłaniem na samym środku drogi. Kobieta położyła się nakazując bym zrobił to samo. Ułożyłem się obok niej na początku spodziewałem się upojnej nocy lecz nic z tego kobieta wyraźnie dala mi do zrozumienia że mogę zapomnieć o seksie w zamian przytuliła się ufnie wtulają swą twarz w moją pierś. leżeliśmy tak długo wpatrując się w gwiezdne niebo. Czułem się cudownie nie by była to moja pierwsza noc z kobietą nic podobnego, lecz ta była jakaś magiczna niewinna i czysta a jednocześnie czułem niesamowitą wieź która nas połączyła, jakbyśmy byli jednością. Tak przytuleni wpadliśmy w objęcia morfeusza. Nad ranem obudziłem się widząc u mojego boku kobietę która była moim ideałem to był najpiękniejszy poranek jaki sobie przypominam. Wpatrywałem się jak słodko śpi, po chwili promyk słońca padający na jej piękna twarz powolutku wyciągał ja z objęć nocy ku dniu. Kobieta obudziła się mrucząc i lekko przeciągając obdarzyła mnie najpiękniejszym uśmiechem na świecie przez chwilę czułem że chce spędzić z nią wszystkie możliwe chwile nawet całą wieczność że zawsze chciałbym wracać do niej z dalekiej podróży mieć z nią dzieci i wspólne marzenia. Kobieta jak by czytając w moich myślach rzekła cicho jeszcze nie teraz kochany, jeszcze nie teraz, po czym jej wargi delikatnie spoczęły na moich zostałem obdarzony najpiękniejszym pocałunkiem który zawierał w sobie wszystkie uczucia tego świata jak i paru innych. Po czym jej ciało zaczęło się rozmywać i zanikać próbowałem je uchwycić jednak nadaremnie po chwili leżałem sam na posłaniu a słońce raziło mnie w oczy. Rozgoryczony i smutny rozglądałem się wokoło czując pustkę i ból w sercu. To było piękne lecz czemu tak szybko się skończyło. Leżałem tak jeszcze przez jakiś czas łudząc się nadzieją iż moja ukochana wróci, niestety dalej byłem sam. Zrezygnowany wstałem i udałem się w dalszą podróż w nieznane. Po przejściu paru nudnych kilometrów dotarłem do kolejnej polanki tym razem otoczonej pasem zboża wszedłem w nią pozbawiony jakichkolwiek oczekiwań tak po prostu kolejny etap mojej zakręconej podroży.

 

*****

 

 

Znowu sytuacja się powtórzyła znalazłem się w innym miejscu może w innym czasie miałem uczucie że przeoczyłem przed chwilą jakiś kawałek mojego życia. Sama polanka była jakaś nijaka jakby pozbawiona kolorów sztuczna pod nogami przemknął mi żuczek którego pancerzyk maił kolor spranej koszulki. Ruszyłem naprzód i po chwili przede mną stanął człowieczek w garniturze i w meloniku wręczający mi neseser. Jak otworzyłem i zobaczyłem zawartość oniemiałem był po brzegi wypełniony banknotami

W międzyczasie tajemniczy darczyńca zniknął jak kamfora, cóż tak widać miało być pomyślałem, ruszyłem do przodu cichutko pogwizdując pod nosem . Ta kraina była w odróżnieniu od pozostałych gęsto zaludniona co chwile mijałem ludzi spoglądający na mój neseserek oferujących mi przeróżne towary jedzenie , ubrania, kosztowności a nawet przyjaźń miłość i życie własne lub innych. Nie kupiłem jednak niczego po chwili dotarłem do niewielkiego hoteliku, ponieważ ogarnęło mnie znużenie wszedłem ochoczo i szybko wynająłem przytulny pokoik. Czując coraz większe zmęczenie zasnąłem. Obudziwszy zobaczyłem jak obok mnie budzi się piękna kobieta obca choć dziwnie znajoma. Kobieta wstała nie kryją swej nagości pochyliła się nade mną pozostawiając słodki buziak na moich ustach. Kobieta podeszła do neseserka i zabrawszy pęk banknotów wyszła z pokoju posyłając mi obojętne spojrzenie. Popatrzyłem za nią i potem znów ogarnęła mnie fala zmęczenia i ponownie zasnąłem. Obudziłem się w podobnej sytuacji obok mnie leżała już inna kobieta lecz historia powtórzyła się identycznie jak poprzednio. Podświadomie miałem uczucie że tą kobietę coś łączy z jej poprzedniczką. Ponownie zasnąłem by ponownie obudzić się przy boku innej kobiety i tak w kółko. Po którejś wizycie zauważyłem iż odchodząca kobieta zabrała ostatni plik banknotów a ja nie zasnąłem po jej odejściu. Po chwili do pokoju weszła znajoma mi już kobieta z poprzedniej krainy delikatnie musnęła mi ręką włosy po czym szepnęła cichutko nie masz już nic dla mnie ukochany to już koniec to wszystko to była tylko iluzja obudź się czas zacząć żyć. Wyszła pozostawiaj mi jednak na pożegnanie lekki uśmiech. Wraz z odejściem kobiety wszystko zaczęło się wokół rozpływać i znikać znalazłem się sam na pustej drodze. Zebrałem się i ruszyłem przed siebie nie do końca rozumiejąc otrzymaną lekcję. Po krótkim marszu dotarłem do kolejnej polanki pachnącej bzem mimo iż samego bzu na niej nie było.

Zapach pojawił się zaraz po wejściu na polankę był tak intensywny iż spowodował omdlenie

Ocknąłem się

 

******

 

Kolejna polanka była kręgiem wypalonej brunatnej trawy a ziemia miała zielony kolor, z polanki prowadziła tylko jedna wypalona czarna droga. Wstając widziałem metr ode mnie pajęczynę z ogromnym przyczajonym czarnym pająkiem. Gdy opuściłem polankę droga zaczęła płonąc a przede mną pojawił się mędrzec. Stary człowiek nie to że miał karteczkę mędrzec lub tatuaż na czole po prostu czułem to. Nieśmiało spytałem czy mam wejść w płomienie czy są prawdziwe czy to tylko iluzja i próba dla mnie. Starzec uśmiechnął się lekko a jakie to ma znaczenie odparł , może ta droga i płomienie są prawdziwe a tylko ty sam dla siebie jesteś iluzją a może jesteś iluzją dla tej drogi. Sam musisz znaleźć odpowiedź a jest ona dokładnie na jej końcu nie licz natomiast że znajdziesz ją zapisaną dużymi literami czarno na białym. Pamiętaj droga sama się skończy jeśli zrozumiesz odpowiedz i wtedy się oczyścisz, może być jednak też tak że nie znajdziesz odpowiedzi i droga okaże się dla ciebie za długa wtedy spłoniesz i też się oczyścisz, choć nie wiem czy takiego oczyszczenia pragniesz. Wybór należy do ciebie. Spojrzałem w płomienie nie wyglądały zbyt zapraszająco w głowie pojawiło się masę pytań ale niestety po mędrcu została już tylko kupka popiołu .Staruszek zniknął tak samo niespodziewanie jak się pojawił ,nie wiem teraz czy wyłonił się z tej samej kupki popiołu która po nim została czy nie, w obecnej chwili był to dla mnie najmniejszy problem. Nie mogłem zawrócić polanka za mną płonęła wpychają mnie językami płomieni w palącą się drogę nie miałem odwrotu co za ironia jak z deszczu pod rynnę tyle tylko że teraz modliłem się o prawdziwą ulewę ale nikt moich modlitw nie słuchał. Ruszyłem pełen obaw przed siebie płomienie na początku wydawały się być łagodne ledwie ogrzewając moją skórę, po chwili zauważyłem iż moje ubranie znikło, nie chroniło mnie nic, byłem bosy i nagi wśród płomieni. Skóra zaczęła się stopniowo nagrzewać a stopy parzyć, przyspieszałem kroku chcąc jak najszybciej zobaczyć koniec drogi i może dostrzec jakąś wskazówkę. Moja skóra zaczęła parzyć stopy piekły jak diabli wszędzie dookoła były tylko same płomienie ból stawał się nienośny. Zacząłem biec wyłem z bólu moja skórę zaczęły pokrywać bąble włosy mi płonęły. Czułem smród palącego się ciała chciałem je odrywać płatami od kości z bólu wyłem jak opętany praktycznie nie czułem stóp miałem wrażenie że całe ciało jest jednym wielkim bólem czułem je w każdym atomie. Nie krzyczałem tylko ustami krzyczałem całym ciałem czułem jak moje oczy zaczynają się wypalać nie panowałem już ani nad ciałem ani nad zmysłami poddałem się całkowicie płomieniom czułem ze mój koniec jest kwestia sekund, że moje cale JA jest jedna wielką pochodnią. Nie byłem już nawet w stanie myśleć moje myśli płonęły, płonęło wszystko co tylko mogło płonąc i nawet to co wydawało się nie palne moje całe jestestwo było kula ognia i bólu nie było już ciała nie było już myśli nie było już mnie nie było niczego. Niczego , niczego , niczego Kurwa niczego ……. I wtedy to poczułem najpierw jako spokój nie było już mnie nie było już bólu świata ognia ale czułem że wszystko płynie nie czułem niczego materialnego niczego co by mnie ograniczało ani fizycznie ani mentalnie poczułem pełną wolność, poczułem że mogę udać się wszędzie że zniknęły wszelkie bariery i ograniczenia. Zniknął świat, ludzie, polanki wszystko a zarazem wszystko istniało wewnątrz mnie choć ja tak naprawdę nie istniałem. Wtedy zrozumiałem że nie ma rozdzielenia ani podziału że jedna rzecz którą widzę jest iluzją a druga istnieje rzeczywiście , że ja jestem iluzja a otaczający mnie świat realny. Zrozumiałe że zarówno otaczający świat jak i ja jesteśmy nierozłączną iluzją a jednocześnie jesteśmy jak najbardziej realni ale nie rozłączni. Droga pojawiła się zaraz po tym jak nadeszło zrozumienie realna jak nigdy dotąd, wręcz czułem ją całym sobą czułem każde ziarnko ziemi z którego się składała czułem że droga jest mną a ja jestem drogą ze przenikamy się wzajemnie że razem oddychamy i że droga czuje mnie tak samo jak ja ją. Buło to wspaniałe odczucie zespolenia czułem się połączony z całym otaczającym światem jakbym był jego nierozerwalna cząstką komórką w żywym organizmie. Nie czułem że idę ja po prostu płynąłem ja bym był cząstką wody w nurcie rzeki, atomem w powietrzu połączony nierozerwalnie z całością gdziekolwiek bym nie był w jakimkolwiek wymiarze, czasie przestrzeni jestem cząstką jedności. Tak dotarłem do kolejnej polanki.

 

*******

 

Polanka gdy na nią wszedłem okazała się wyspą zbudowaną z rzęsy wodnej po polance powolutku sunął kolorowy wąż mieniący się wszystkimi kolorami tęczy. W powietrzu unosił się zagadkowy zapach z jednej strony bardzo mi bliski i znajomy a z drugiej kompletnie nowy że aż nie potrafię go nawet opisać po prostu zapach . Za polanką przepływała wielka głęboka rzeka o silnym nurcie miałem wrażenie że to pra-rzeka matka wszystkich rzek biła od niej niesamowita moc twórcza rzeka wręcz krzyczała. Gdy podszedłem bliżej wszystko ucichło i tafla wody zdawała się być nieruchoma odbijająca światło jak gigantyczne lustro. Pochyliłem się ostrożnie i zobaczyłem w lustrze wody odbicie ogromnego smoka. Smok zdawał się być mym odbiciem jego oczy patrzyły wprost w moje, jego oddech zrównał się z moim jego serce zaczęło bić w mojej piersi poczułem się z nim jednością. W pewnym momencie zobaczyłem iż spoglądam spod lustra wody na człowieka pochylonego nad rzeką na siebie. Powoli zacząłem zagłębiać się w otchłani rzeki a postać człowieka malała aż znikła zupełnie. Intuicyjnie zacząłem poruszać skrzydłami ja nie płynąłem ja leciałem w wodzie jak w przestworzach obniżyłem lot czułem się jak bym znalazł się w podwodnej krainie gdzie woda była powietrzem niebo taflą wody a dno ziemią. Dookoła kątem oka widziałem setki mitycznych stworzeń które mijały mnie w milczeniu nie było tam ani ryb ani żadnych wodnych stworzeń jakie znałem były natomiast smukłe nimfy , rusałki , wije , gryfy wszystkie stworzenia znane mi tylko z kart powieści. Powoli obniżając lot zauważyłem drogę wykutą w skale dna. Droga przypominała wstęgę papieru z zapisaną historią i rzeczywiście zawierała historię. Lecąc powoli zacząłem czytać jej treść :

„ Historia o Smoku i Aniele

 Smok pokochał Anioła, lecz Smok był Smokiem a Anioł Aniołem, Oboje mieli skrzydła i oboje mieli marzenie , lecz Smok marzył o Aniele a Anioł o świecie bez smoków. Kiedy Smok dawał aniołowi swe serce Anioł widział tylko palący ogień. Gdy Smok przesyłał Aniołowi uśmiech Anioł widział tylko smocze zęby. Gdy Smok chciał osłonić Anioła swym ciałem Anioł czuł że Smok zasłania mu cały świat. Gdy smok chciał wozić Anioła na swym grzbiecie Anioł czuł się więziony przez Smoka. Jak tylko smok podchodził do Anioła, Anioł uciekał. Tak było kiedyś, Smoki prawie całkowicie wyginęły z żalu i braku miłości Aniołów a Anioły odleciały. Te Smoki które ocalały i te Anioły które zostały stali się ludźmi. Po dziś dzień Smoki zakochują się w Aniołach i Anioły uciekają przed Smokami. Dlatego Smoki żyją samotnie patrząc w gwiazdy z nadzieją że odnajdą tam swojego Anioła ,który zobaczy w Smoku miłość a nie Mrok.”

 

Czytając tę historię doleciałem to drugiego brzegu rzeki powoli zacząłem lecieć w górę aż do tafli wody. Po drugiej stronie zauważyłem że do brzegu zbliża się ostrożnie człowiek wpatrujący się uważnie w lustro wody. Nasze spojrzenia spotkały się nasze oddechy zrównały moje serce zaczęło bić w jego piersi. Po chwili patrzyłem już na powrót ludzkimi oczyma w rwący nurt rzeki. Idąc dalej zadałem sobie pytanie czy kolejność polanek ma znaczenie czy są powiązane w jeną całość odpowiedź pojawiła się natychmiast- nie wszystko odbywa się w tym samym czasie w różnych miejscach ale w tym samym czasie. Przede mną mną była kolejna polanka.

********

 

Polanka była odmienna od innych wyglądał na mocno uczęszczana trawa była na niej wręcz zadeptana jakby wiele osób na raz po niej przechodziło.

Na niewidzialnym drzewie siedział Kruk wpatrujący się we mnie swoimi błyszczącymi martwymi oczyma. Po przejściu przez polankę zobaczyłem ogromne pole bitewne a przede mną był wbity w ziemie i jakby czekał nagi miecz. Katem oka zobaczyłem jak biegnie ku mnie dziki wojownik z podniesionym oburęcznym toporem. Zareagowałem instynktownie miecz zatoczył półokrąg spijając po drodze krew wojownika jak w zwolnionym tępię widziałem jego odchylający się nienaturalnie tułów i powiększającą się ranę w poprzek brzucha z wypadającymi krwawymi wnętrznościami, tułów powoli odpadł od reszty ciała ciecie miecza przecięło wojownika idealnie w połowie jego nogi jeszcze przez ułamek sekundy stały by podążyć za resztą ciała. To co przed chwilą było pełnym życia stworzeniem wiło się teraz w krwawych konwulsjach u mych stóp oddzielni tułów i nogi. Z otwartych żył i tętnic na tryskała jeszcze przez chwile gorąca czerwona krew. Potem wszystko gwałtownie przyspieszyło. Ogarnął mnie szał bitewny wchłonęło mnie to od końca mój miecz stał się ze mną całością połączony ręką i zmysłami zdawał się czuć każde ciecie i ból jaki zadawałem innym, słyszałem każdy oddech , każdy krzyk wokół mnie widziałem wszystko dookoła moje zmysły były wyczulone do bólu. Wręcz czułem nadchodzących wrogów. Każdą swoja cząstką czułem pole bitwy jej każdy krzyk każdą śmierć jej zew był we mnie w moim gardle płucach i sercu. Swoim okrzykiem bitewnym paraliżowałem innych, niektórzy padali na kolana ze strachem w oczach inni zatrzymywali się na ułamek sekundy by w tym samym ułamku rozstać się z życiem. Niektórych zabiłem samym okrzykiem innych spaliłem żywcem innych odrzucałem na znaczną odległość by potem szybko dopaść i dobić. Zabijałem przeciwników jednym cięciem. Rzadko komukolwiek udawało się skrzyżować ze mną ostrze przed tym jak poległ z mojej ręki. Nie liczyłem zabitych nie myślałem z kim walczę o co dlaczego liczyło się tylko zabijanie samo w sobie i walka. Czułem się Panem tego pola okrutnym Bogiem karzącym lud za jego grzechy, czułem moc i siłę tym większą i więcej ciał pozastawiałem za sobą. Czułem się kroczącą śmiercią zbierającą swoje żniwo. Zabijałem po paru wojowników w jednym starciu. Poruszałem się jak mroczny tancerz pośród swoich ofiar , odcinałem im kończyny przecinałem kości i mięśnie, działałem błyskawicznie i bezbłędnie każde cięcie dochodziło celu. Czas był mi uległy zawsze zdążyłem zrobić unik i zadać śmiertelne cięcie, zawsze byłem o krok przed przeciwnikiem. Mój miecz był czerwony od krwi, stal nabrała czerwonego koloru lecz ciągle pozostawała głodna. Nie czułem zmęczenia wręcz przeciwnie nabierałem coraz większej siły i prędkości zabijałem jak bym był samą śmiercią bez wahania bez litości. Walczyłem tak długo aż ostatni z walczących wydał ostatnie tchnienie. Słońce o czerwonej barwie krwi ustępowało miejsca równie krwawemu księżycowi. Wiedziałem że jutro spektakl znów się powtórzy i ktoś inny wcieli się w moją dzisiejszą rolę. To czy odegra ją równie dobrze nie było już moim zmartwieniem. Mnie czekała już dalsza podróż. Ostatni wojownik padł tak że jego ciało wskazywało wejście na koleją polankę. W momencie gdy mijałem jego odrąbana głowę poczułem jednocześnie strach ból i krzyk wszystkich poległych dzisiejszego dnia poczułem jak moja czaszka niemalże pęka mi z krzyku i bólu na drobne kawałki dobrze że trwało to tylko chwile inaczej oszalał bym i pewnie stał się kolejna ofiarą tego ponurego miejsca. Nie czułem już woli walki wręcz przeciwnie czułem na barkach ciężar minionego dnia i ciężar bólu jaki zadałem innym. Miałem wrażenie że opuszczam czyściec. Ale to była przeszłość to już nie byłem ja. Wędrując tak odwiedzałem kolejne krainy powiem o nich jak tylko sobie przypomnę ………. (cdn)

teraz opowiem o ostatniej

 

*********

 

Po wejściu na polankę świat wokół zaczął wirować a potem jakby się rozpływał tym razem ani nie zasnąłem ani nie straciłem przytomności, na moich oczach otoczenia zaczął się zmieniać, jedyne co przez dłuższą chwile było niezmienne to oczy szczura siedzącego u mych stóp i wpatrującego się w moją twarz ale w końcu i on się rozmył. Po czym wszystko ustało a oczom mym ukazał się skalisty świat pozbawiony wszelkiej roślinności i jakby spowity w mroku. Z pewną obawą opuściłem bezpieczna polankę by wejść w ten nieprzyjazny krajobraz od razu poczułem czyjąś obecność i z pobliskiej skały zmaterializował się pierwszy upiór bestia jakby wyrwana z koszmarnego snu rzuciła się w moim kierunku, znieruchomiałem z przerażenia nie cofnąłem się jednak ani o krok nie zdążyłem nawet uskoczyć atak był tak szybki i niespodziewany iż bestia dopadła mnie już czułem jej kły łapiące i rozszarpujące moją twarze, nic się jednak takiego nie stało bestia po prostu przeleciała przeze mnie szarpiąc bardziej mój umysł niż ciało nie było to miłe uczucie. Zacząłem zbiec przed siebie a kolejne demony przelatywały przeze mnie jednak każdy robił to inaczej jedne powodowały szum w uszach inne wirowanie w głowie inne z kolei ból w sercu i rozrywały stare wspomnienia, inne wzbudzały żal a jeszcze inne strach. Najgorsze było to iż doznania te wzmacniały się z każdym atakiem po chwili zobaczyłem iż moje cale ciało krwawi nie było żadnego bólu na zewnątrz nie bolało mnie krwawiące ciało bolało mnie serce i czucia, nagle powracały wszystkie dawne smutne wspomnienia klęski życiowe i rozczarowania tak realne i rzeczywiste że biegnąc łkałem jak małe dziecko. Wszystkie najgorsze dni mojego życia przesuwały mi się przed oczami przezywałem każdy smutek ze zdwojona siłą powoli czułem jak popadam w obłęd demony szalały a ja biegłem wciąż przed siebie jak opętany. Ciemniało mi przed oczami potykałem się co chwila parę razy boleśnie upadłem ból jednak nie dotyczył mojego ciała lecz palił me uczuciowe wnętrze rozrywał serce był nieznośny, wirujący krzyczałem zalany krwią i łzami błagałem o koniec tej męczarni nie wiem jak długo biegłem pod koniec nie byłem już sobą każdy fragment mojego ja każda myśl była bólem czułem ze tracę zmysły kiedy myślałem ze to już koniec że nie wytrzymam więcej ból nastąpił tak silny iż straciłem przytomność. Ocknąłem się znów w innym miejscu upiorne skały pozostały za mną, przede mną jedna stała odziana w czerń postać biła od niej nienawiść i złość oraz ledwie wyczuwalny strach. Wpatrywałem się w twarz postaci próbując dostrzec jakieś rysy twarzy ta jednak spowita była mrokiem. Po chwili postać przemówiła, gdyby słowa były jadem pewnie umarł bym natychmiast.

– To już kres twojej drogi głupcze mogłeś wybrać inną leczy jesteś uparty i pchasz się zawsze tam gdzie nie powinieneś teraz znów stoisz przed własnym ja i pewnie pozostaniesz tu na wieki , po czym postać odwróciła się gwałtownie i odeszła odsłaniając kamienny posąg. Kamienny posąg Dziadka, tak mojego dziadka który będąc moim Dziadkiem jednocześnie był mną. Doznałem uczucia jak bym już tu kiedyś był jednak tym razem nie stałem i nie wpatrywałem się bezradnie w posąg, po prostu podszedłem i przytuliłem kamień najmocniej i najcieplej jak potrafiłem skierowałem ku niemu całą swoja miłość i cicho powiedziałem kocham Cie , Kocham Się. Poczułem lekkie ciepło i przypływ uczuć jakie biło z kamienia miałem wrażenie że kamień się poruszył po czym świat dookoła lekko zawirował a ja straciłem przytomność.

                                                                 **********

 

Obudziłem się w łóżku w swoim pokoju w domu dziadków był piękny majowy poranek promienie słońca wesoło wpadały do środka obok mnie siedział mój Dziadek z lekko zatroskaną miną wpatrujący się we mnie, poczułem że znów jestem dzieckiem a sięgając myślami pamiętałem że chciałem udać się poprzedniego dnia na zakazana polankę. Dziadek widząc moje przebudzenie odetchnął z ulgą pogładził mnie ręką po czole po czym wskazał na drzwi i rzekł masz gościa młody człowieku a w progu stała śliczna dziewczynka o zielonych dziwnie mi znajomych oczach posyłając mi uśmiech pełen dziecinnej miłości. Wiedziałem ze ten uśmiech będzie mi towarzyszył przez całe moje życie ba wiedziałem nawet jaka będzie gdy stanie się dorosłą kobietą . Na stoliku obok łózka zauważyłem jeszcze portret mojej zmarłej Babci której nigdy nie poznałem.

Tom Zane 2011 rok „przypowieści „

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *