Krywań 2494 m.n.p.m, szczyt górski w Tatrach Słowackich dosyć charakterystyczny ze względu na zakrzywiony kształt. Szczyt został zdobyty przez nieznanych hawiari ( nie bardzo wiem o kogo chodzi ?) natomiast pierwsze udokumentowane wejście nastąpiło 1772 roku i dokonał tego A Czirbesza protestancki pastor ze Spiskiej Nowej Wsi.W 1805 roku górę zdobył polski geolog Stanisław Staszic. Wiadomo tez o zdobyciu szczytu przez króla saskiego Fryderyka Augusta II w dniu 4 sierpnia 1840 r. Krywań to symbol i narodowa góra Słowacji – umieszczona w godle tego państwa, pełni podobna rolę jak u nas Giewont. Powszechnie uważany jest za jeden z najpiękniejszych szczytów Tatr. Tyle tytułem wstępu. Naszą wycieczkę zaczęliśmy wyjazdem z Gliwic po godzinie 6 rano. Trasa do pokonanie samochodem ta jakieś 300 kilometrów aż do miejscowości Strbske Plesno, potem jeszcze kawałek droga 537 i tak około godziny 10 dojechaliśmy na parking usytuowany w pobliżu Vazeckiej Chaty na wysokości 1180 m.np.m czyli zostało nam do pokonania zaledwie 1314 m pikuś 😉
nasz cel 😉
Czyli na Krywań w prawo, ok idziemy. Z początku wejście było umiarkowanie strome prowadził w dużej mierze poprzez las, częściowo zniszczony podczas huraganu w 2004 roku.
Poruszaliśmy się zielonym szlakiem Droga była w miarę przyjemna temperatura wysoka ponad 20 C i było by naprawdę fajnie gdyby nie mały brzęczący fakt a w zasadzie tysiące małych brzęczących faktów. Tak niestety w tym rejonie jest jakaś istna wylęgarnia much są wszędzie i są co gorsza bardzo towarzyskie i musieliśmy znosić ich obecność mniej więcej do wysokości około 2000 m masakra. Jak wiadomo początek trasy wzmaga naszą potliwość ma na to wpływ temperatura otoczenia oraz przyzwyczajanie się organizmu do wysiłku 😉 muchy to kochają my już nie. Krajobraz wraz z wysokością zaczął się zmieniać i przypominać ten z ostatniej wycieczki na Babią Gorę wąski szlak porośnięty dookoła kosodrzewiną. Po przejściu tego odcinka szliśmy praktycznie w nieosłoniętym terenie na szczęści wiatr był umiarkowany i nie dokuczliwy.
Po drodze zrobiłem moim Kompanom parę pamiątkowych fotek 😉
Koledzy tez robili zdjęcia, halo ja stoję tutaj TUTAJ !!!a za mną jest ta wielka góra ;-),
potem ruszyliśmy dalej podziwiając dookoła piękne widoki.
Gdzieś tam słychać było Świstaka albo i dwa świstaki ( są naprawdę głośne 😉
W dolince widać ślady po ostatnim huraganie.
Przed nami widoczny był bohater dzisiejszego dnia czyli sam Krywań 😉
wyglądało ze jest tak blisko 😉 tylko chwila drogi ale najtrudniejsze jeszcze przed nami. ruszamy wiec żwawo.
Od tego momentu zaczęła się prawdziwa wspinaczka szlak zmienił się i stal się bardziej wymagający miejscami całkiem stromy, brak roślinnosci same skały
Niby tylko godzina i 15 minut 😉 tak blisko i tak daleko szliśmy do tego miejsca mniej niż 3 godziny.Tutaj łączyły się dwa szlaki niebieski i zielony przechodząc w szlak niebieski.
Szlak nosił już oznaczenie niebieskie był kontynuacją drugiego alternatywnego szlaku, który był dłuższy lecz łagodniejszy od naszego dotychczasowego
Po drodze minęliśmy mały Krywań i dosyć ostro zaczęliśmy wspinać się na sam szczyt dotarliśmy tam po niespełna 4 godzinach licząc od wyjścia z parkingu czas całkiem dobry ;-). Nie jest to najłatwiejsze podejście trzeba dosyć ostrożnie wybierać drogę i często asekurować się rękoma. Dobrze że skały były suche i dawały pewne podparcie, należało tylko uważać na niektóre kamienie które tylko wyglądały na mocno posadowione w podłożu a pod naciskiem potrafiły się nagle obsunąć. Podczas wędrówki na szczyt cały czas zastanawiałem się kurcze wszystko pięknie ale jak ja teraz zejdę. Zdjecia nie oddają faktycznego nachylenia góry w tym miejscu a z perspektywy osoby wchodzącej/ schodzącej jest naprawdę stromo. Dla osób doświadczonych w takich wyprawach pewnie nie stanowi to dużego wyzwania choć po minach wchodzącym można było rożne rzeczy odczytać 😉 dobrze ze tego głośno nie komentowali.
I wreszcie naszym oczom ukazała się tablica pamiątkowa z poezją
Byliśmy u celu wyprawy 😉 Pełen sukces. W nagrodę dostaliśmy gratis piękne widoki a nawet bonus ale o tym za chwilkę.
Z czasem pogoda zaczęła się co nieco psuć i z nieba zaczął padać deszczyk, który przerodził się w opad lekkiego śnieżnego gradu ( naprawdę mały jakieś 1-3 mm )
Deszczyk szybko ustąpił i znowu wyszło słoneczko a z nim nasz bonus, piękna tęcza na wysokości jakieś 2000 metrów, zjawiskowe.
Potem jeszcze zrobiliśmy parę pamiątkowych ujęć
Zrobili parę zdjęć dwóch pięknych stawów z zielona wodą, tak prawdę mówiąc trochę mnie kusiło by do nich zejść ale tylko trochę.
Jeden z nich to najprawdopodobniej znajdujący się na wysokości 2017 m n.p.m. (pow. 5,16 ha i 23,1 m głębokości) Zielony Staw Ważecki
W pewnym momencie pojawił się koło nas ptaszek podobny do wróbelka który niewiele przejmował się obecnością ludzi i najwyraźniej zaopatrywał się w obiadek 😉
Jeszcze tylko ostatni zdjęcie kolejnej tablicy pamiątkowej przymocowanej po drugiej stronie tego samego głazu i można powoli myśleć o powrocie.
Tablica na szczycie Krywania upamiętniająca zdobycie go przez Ľudovíta Štúra – działacza ludowego.
Jak wspominałem zejście ze szczytu było znacznie trudniejsze niż wejście trzeba było bardzo uważać, spotkałem się z opinia że gdyby Krywań znajdował się po Polskiej stronie na pewno były by założone łańcuchy, tutaj ich jednak nie było i trzeba było sobie radzić samemu. Łatwo nie było ale nie ma rzeczy niewykonalnych. Pozytywne było to iż z każdym krokiem byliśmy niżej.
W czasie wchodzenia po Górach takie dwa przyjemne momenty pierwszy jak się zdobędzie szczyt, a drugi jak się z niego już zejdzie. Pierwszy miły moment mieliśmy za sobą a drugi ciągle był przed nami a właściwie poniżej nas.
Po drodze jeszcze uzupełniliśmy zapaś wody w organizmie, dzięki sympatycznemu górskiemu źródełku, które u podnóża góry zmieniało się już w mały potoczek .
Wracaliśmy tą samą drogą, wszystko było mniej więcej takie samo tylko my bardziej zmęczeni i pełniejsi wrażeń oraz zachwyceni pięknymi widokami. Miejscami było ciężko ale wierzcie mi Warto było ;-).
Na zakończenie parę moich spostrzeżeń. Na Krywań warto iść gdy jest naprawdę dobra pogoda, w przeciwnym wypadku samo wejście w końcowym etapie może być dosyć niebezpieczne. Wycieczka jest całodniowa wiec warto zaopatrzyć się w zapasy jedzenia i wody. Co do ubioru, zakładając dobra pogodę nie musimy się ubierać zbyt ciepło, warto jednak na wszelki wypadek wsiąść druga koszulkę na wypadek gdy się mocno spocimy ( polecam odzież funkcyjną świetnie się spisuje ). O odpowiednich butach chyba nie muszę pisać sprawa oczywista. Dobrze jest spakować do plecaka jakaś cieplejsza bluzę oraz płaszcz przeciwdeszczowy to tak na wszelki wypadek. dobrze jest też obrać czapkę z daszkiem chroniąca nas przed słońcem, i dobrze nasmarować kark oraz twarz kremem do opalania. Jeśli znajdziecie miejsce w plecaku weźcie mucho-zol najlepiej duży i pozdrówcie ode mnie muchy 😉 możecie je pozdrawiać wielokrotnie ;-). W czasie wędrówki przydatne są kijki , może poza ostatnim odcinkiem ( wtedy warto je złożyć i schować do plecaka). Sprawdzają się zwłaszcza przy schodzeniu mocno odciążając kolana.Polecam Krywań w okresie letnim najlepiej Lipiec- Sierpień, wejścia nocnego zdecydowanie nie polecam ;-).
Dodatkowo jeszcze parę fajnych zdjęć wykonanych przez „Amena”
Damy rade kto jak nie my, po pierwszym odcinku w czasie postoju
Zrelaksowany Mirek 😉 x 2
Janusz gdzieś na szczycie 2494 m ponad poziomem morza
Jeszcze tylko dwa kroki i już 😉
Nie jestem małomówny tylko byłem trochę zmęczony 🙂 wspina nam się razem dobrze, potwierdziło to wczorajsze wejście na Babią, pozdrawiam!
Super relacja z wyprawy,poczytalam z zaciekawieniem, bo Misiu to jest malomowny i gadac nie lubi i powiedzial tylko, ze Krywan zdobyty:) i tyle bylo w temacie,pozdrawiam, ala
Ha Ha dzięki „Misio” może i małomówny ale wspina się dobrze 😉